ATS kontra PZTS w Trybunale Arbitrażowym
Kategoria: Inne wiadomości - Pozostałe / 05 Lutego 2009
Trybunał Arbitrażowy Do Spraw Sportu przy Polskim Komitecie Olimpijskim zawiadomił, że rozprawa w sprawie skargi o sygn. 19/S/2008 ze skargi Klubu Sportowego Akademia Tenisa Stołowego na decyzję Wydziału Gier i Dyscypliny Polskiego Związku Tenisa Stołowego z dnia 23 kwietnia 2008 roku odbędzie się w dniu 6 lutego 2009 roku w piątek o godz. 10:30 w siedzibie Polskiego Komitetu Olimpijskiego, ul. Wybrzeże Gdyńskie 4 w Warszawie (IV piętro).
Rozprawa przed Zespołem Orzekającym odbywa się bez względu na niestawiennictwo.
Komentarz Krzysztofa PIWOWARSKIEGO:
Ostatnio toczy się zażarta dyskusja w sprawie wniosku Marka Przybyłowicza o powołanie komisarza w PZTS.
Wszystkie zamieszczone komentarze na różnych forach związanych z tenisem stołowym, to opinie jakby tu powiedzieć delikatnie, dyletantów prawnych, gdzie w tych komentarzach więcej osobistych reakcji, niż czystego prawniczego komentarza, a sprawa z punktu prawnego jest prosta jak drut, ale na dzień dzisiejszy niezmiernie trudna dla różnego rodzaju decydentów związanych z tą sprawą, gdyż:
Dla opisani tej sprawy przytoczę pewną sprawę z początków lat 90 ubiegłego wieku, gdy to pewnego razu sejm zmienił w sposób istotny ustawę "prawo spółdzielczości”, dając spółdzielnią termin do 30 czerwca na zmianę statutów zgodnie z nowa ustawą. Pewna spółdzielnia (bardzo duża) zwołała walne zgromadzenia na dzień 30 czerwca, i przeprowadziła stosowna zmianę po północy. Jeden z delegatów kazał zaprotokołować, że głosowanie nad zmianą odbyło się o takiej a takiej godzinie, ale już 1 lipca, i tenże delegat później zaskarżył tą uchwałę wskazując, że została podjęta po terminie wskazanym przez ustawodawcę. Sprawa toczyła się przez okres 3 lat w różnych instancjach, by ostatecznie zakończyć się przed Sądem Najwyższym, spółdzielnia cały czas argumentowała, że rozpoczęła obradowanie i procedowanie w terminie wskazanym przez ustawodawcę, a opóźnienie wynikało z porządku obrad, tak na zdrowym rozum logiczne uzasadnienie, a jednak SN uznał, że ustawodawca wyznaczył datę graniczną jako ostateczną i nie przekraczalną i obowiązkiem spółdzielni było tą datę dotrzymać w sposób rzeczowy i podmiotowy, te orzeczenie oznaczało, że po 3 latach od tamtej sprawy wielka spółdzielnia uległa rozwiązaniu, gdyż nie zdążyła uchwalić uchwały we wskazanym terminie.
Co to ma wspólnego z naszą sprawą, ano taki, że statut PZTS, ustawa o stowarzyszeniach mówią wprost, kadencja organów trwa tyle ile wpisane jest w statucie, w statucie PZTS napisano 4 lata, ani dnia dłużej, i żadne pismo ministra, premiera, prezydenta, ciecia, nic w tej sprawie nie zmieni. Problem polega na tym, że władze PZTS tego nie rozumieją, zresztą wielokroć po wielokroć spotkałem się z tym, że nie rozumieją prostych zapisów własnych przez siebie ustalonych praw, które wielokrotnie łamali, i łamią nadal. Wracając do naszej sprawy, ministrowi nie pozostaje nic innego jak wystąpić z wnioskiem do Trybunału przy PKOL o powołanie kuratora, gdy tego nie zrobi, to może się okazać, że dowolny członek PZTS, lub inny obywatel może wystąpić do sądu np. o uznanie odbytego WZD PZTS jako niezgodnego i tu przytacza całą argumentację pana Marka Przybyłowicza, i sądowi nie postanie nic innego jak unieważnić zjazd i powołać kuratora. I na zakończenie tej sprawy powoływanie się na pismo jednego z wiceministrów, potwierdza tylko jeden fakt, osoby zarządzające polskim tenisem stołowym cały czas żyją epoką, gdy towarzysz z POP podejmował decyzje słuszne politycznie, nie patrząc na to, czy to jest zgodne z prawem, ważne by było po linii.
Wracając do sprawy wystąpienia pana Marka do ministra muszę stwierdzić, że mój wniosek w tej sprawie z września ubiegłego roku o powołanie kuratora z powodu łamania przez zarząd PZTS statutu, regulaminów wewnętrznych, dyrektyw UE do tej pory nie uzyskał ministerialnej adnotacji, widocznie byłem za słaby w tej sprawie, a dotyczyło to takich między innymi spraw, jak przekroczenie uprawnień przez WGiD PZTS, który nakłada kary finansowe na kluby i zawodników nie mając żadnej delegacji statutowej w tej sprawie, gdyż zgodnie ze statutem uprawnienie ma komisja dyscyplinarna. WGiD ma prawo co najwyżej wnioskować do właściwych organów zgodnie ze statutem PZTS. PZTS mimo zwróconych mu uwag w tej sprawie, z uporem tkwi przy swoim, a na żądanie okazania regulaminu WGiD do tej pory nie okazał go wcale. Muszę powiedzieć tak, gdy mimo naszych uwag PZTS nic nie zmienił, to na piśmie powiadomiłem PZTS, że w tych sprawach uznaje decyzje WGiD za niezgodne z prawem, i odmawiam się ich podporządkowaniu, i cisza do dnia dzisiejszego, i tak mija ponad 2 lata. Patrząc z punktu prawnego, wszyscy którzy zapłacili kary nałożone przez WGiD w ostatnim roku powinni zażądać zwrotu z przyczyn prawnych, dlaczego z ostatniego roku, bo te kary zgodnie z KC przedawniają się po roku.
Inna sprawa dotyczyła przyznawania licencji zawodniczej, zawodnikom obywatelom polskim grającym w ligach zagranicznych. Sprawa jest kontrowersyjna, gdyż dotyczy nierównego traktowania polskich zawodników obywateli polskich, grających w klubach w Polsce i w klubach zagranicznych. Zawodnicy grający w klubach polskich mogą uzyskać licencję zawodniczą, tylko w tedy gdy ich klub uzyska licencje klubową, zaś klub uzyska tą licencje w tedy gdy spełni określone warunki wynikające z regulaminu, np. gdy klub podpisze oświadczenie, że podporządkowuje się statutowi OZTS, niby nic wielkiego, ale jednak coś, gdyż nasi zawodnicy grający w klubach zagranicznych nie muszą spełniać tych warunków, gdyż uzyskują licencje zawodnika nie stowarzyszonego, a zawodnik nie stowarzyszony to taki który nie reprezentuje żadnego klubu. To ja zadaje pytanie, czy Jakub Kosowski to zawodnik stowarzyszony, czy nie stowarzyszony, jeżeli stowarzyszony, a przecież faktycznie reprezentuje barwy klubu niemieckiego, to dlaczego jego klub nie wykupił licencji klubowej w Polsce? Niby drobna sprawa, a jednak dzieląca zawodników na zagranicznych i krajowych, ponadto mamy sytuację gdy prezesi OZTS potwierdzają nieprawdę podpisując wnioski zawodników grających np. w lidze niemieckiej, że są nie stowarzyszeni, czy zgłaszać sprawę do prokuratury o kłamstwo urzędnicze i potwierdzenie nieprawdy?
Są dziesiątki takich spraw w świecie polskiego tenisa stołowego, są dlatego, że zarządzanie było ręczne, po uważaniu, według potrzeb, w stylu "łubu dubu, łubu dubu, to ja trener ........”
Czy tak powinien być zarządzany polski tenis stołowy?
Krzysztof PIWOWARSKI
agamar.pl/ts
Zostaw komentarz